piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 1


Hej, ha. Hej, ho! 
Tak więc, pojawił się pierwszy rozdział mojego opowiadania. Mam nadzieję, że nie jest taki zły i spodoba Wam się. Czekam na opinie. :)
***

Kolejna bezsenna noc, kiedy tylko leżę wpatrzona w sufit z nadzieją, że choć na chwilę zasnę. Jednak znów nie udaje się. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na dworze było ciemno, tylko księżyc świecił, oświetlając jezioro i dróżkę, która jest przy nim. Zerknęłam na zegarek- 3:10. Westchnęłam. Wiedziałam, że po raz kolejny będę pozbawiona odpoczynku, którego pragnie mój organizm, lecz serce wcale nie chce współpracować z nim. Poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda zmywała z mojego ciała pot i zmęczenie. Wyszłam po kilkunastu minutach i ubrałam się. Wyszłam z dormitorium i poszłam do Pokoju Wspólnego. Był pusty. Usiadłam na fotelu, podkulając nogi. Nie mogłam nawet chwili wysiedzieć. Coś mi powiedziało, abym poszła przejść się na błonia. Wzięłam płaszcz i wyszłam przez dziurę pod portretem. Szłam powoli korytarzami. Teraz wcale nie obchodziło mnie to, że Filch może wyjść zza roku i dać mi szlaban za nocne chodzenie po szkole. Skierowałam się do wyjścia. Kiedy opuściłam już zamek usłyszałam czyjeś kroki, więc szybko się odwróciłam, jednak nikogo nie zauważyłam. Wzruszyłam ramionami. Świrowałam. Przeszłam przez błonia, aż dotarłam pod wielkie drzewo. Dotknęłam je lewą ręką i uśmiechnęłam się. Usiadłam pod nim. Musiałam przemyśleć wiele spraw, być może były powodem mojej bezsenności. Kto wie? Sprawa numer jeden- James Potter. O tak. To była sprawa ciężka i potrzebująca natychmiastowego rozwiązania. Jak już zapewne cały Hogwart wie, owy chłopak od lat sześciu zadręcza mnie sobą, swoimi prośbami o randki, próbami imponowania mi. Po co to robił? Dobrze, dobrze. Już tak nie jest, o tak. Teraz nie praktykuje tej zasady (całe szczęście). Nie wiem czy uznał, że jego szanse są nikłe czy też nie, ale teraz starał się być przyjacielem. Był przystojny to fakt, ale co z tego? Po co mi przystojny chłopak, który rzuci mnie po tygodniu, a właściwie to nie wiem nawet czy jego uczucia są prawdziwe czy też nie. Teraz mnie nurtowało pytanie czy jego uczucia są szczere, a jeśli tak, to czy silne? Nagle usłyszałam szyderczy śmiech, może to tylko moja głowa? Jednak spojrzałam przed siebie. Ujrzałam Bellatriks Black, kuzynkę Syriusza, która była tak wrażliwa na punkcie czystości krwi, że wydawało się, że nienawidzi wszystkich mugolaków i czarodziejów półkrwi. Serce zabiło mi mocniej, powodując zawroty. W popłochu wstałam i przeszukałam kieszenie, aby odnaleźć różdżkę. Nie było jej. Bałam się, ale starałam się nie ukazywać tego. Co może być gorsze od paniki i poddania się? Uważam, że nic. Znów się zaśmiała.
– I co szlamo Evans? Nie ma kto obronić biednej, słabej dziewczynki? – zapytała robiąc krok w moją stronę. Wyciągnęła różdżkę, kierując ją w moją stronę. Zrobiłam krok do tyłu. Drzewo. Jestem w potrzasku.
– Czego chcesz, Black? Bez towarzystwa tych obleśnych Ślizgonów przywróciło ci odwagę. O wybacz, ty nigdy jej nie miałaś – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. Były czarne, jak jej nazwisko. Dziewczyna przystawiła mi różdżkę do szyi.
– Czy dotarła do ciebie wiadomość o tym, iż znam dobrze zaklęcia niewybaczalne, a rzucanie ich nie sprawia mi żadnego problemu, szlamo? – na jej twarzy zauważyłam zdenerwowanie. Osiągnęłam to co chciałam, chociaż… Teraz miałam mniejsze szanse na przeżycie. Ale kto wierzyłby na słowo siedemnastoletniej czarownicy?
– Drętwota! – padła na ziemię z hukiem, a z jej ust wydobyło się tylko ciche jęknięcie. Odwróciłam się, jakieś 15 metrów dalej stał Remus Lupin, nadal trzymając wyciągniętą różdżkę. Na jego twarzy widać było wściekłość. Więc moje życie zawdzięczam mu- mojemu przyjacielowi. Ne mogłam się ruszać, czułam się jakby ktoś przygwoździł mnie do drzewa. Po chwili blondyn opuścił różdżkę, podchodząc do mnie. Patrzyłam na niego z otwartymi ustami, głęboko oddychając. Chłopak położył dłoń na moim ramieniu pytając:
– Wszystko w porządku? –uśmiechnął się serdecznie. Spojrzałam na niego, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Tak… chyba. Skąd się tu wziąłeś? – zapytałam i odeszłam od drzewa. Nie spojrzałam za siebie, nie mogłam. Nadal byłam przerażona zaistniałą sytuacją. Luniak ruszył ze mną w stronę szkoły, nie odpowiedział.
– Ważniejszym pytaniem jest to, skąd TY się tu wzięłaś? Długo tu jesteś? – zapytał, chcąc zacząć rozmowę. Zastanowiłam się chwilę, robiło się coraz jaśniej, więc musiało minąć kilka godzin.
– Nie sypiam zbyt dobrze. Która godzina?
– Za dziesięć minut będzie siódma – powiedział, spoglądając na zegarek. Spojrzał w niebo. Często to robił, przynajmniej przy mnie.
– Trochę mnie poniosło, nigdy tak długo nie byłam tam – powiedziałam, przypominając sobie sytuację.
Po moich plecach przeszedł dreszcz. Szliśmy w ciszy. Nie miałam ochoty rozmawiać. Z nikim. Wiedziałam, że kiedy wejdziemy do Pokoju Wspólnego zaczną się pytania „gdzie byliście?”, „po co?” itp. Staliśmy chwilę, zanim wymówiliśmy hasło i weszliśmy do wieży. W pokoju nie było wiele osób, zapewne wielu jeszcze spało, dziś była niedziela i wszyscy odsypiali. Tylko nie ja. Przy kominku zauważyliśmy przyjaciół, więc podeszliśmy do nich.
– Lily! Gdzie ty byłaś? – wrzasnęła Dorcas, podbiegając do mnie. Spojrzała na mnie, kiedy odczytała moją minę zapytała – Co się stało?
– Miałam pewien problem. Remusie, możesz powiedzieć co się stało. Nie mam na to siły ani ochoty – wepchałam się na kanapę obok Syriusza. Przymknęłam powieki. Nie, to musiał być sen. Lupin opowiedział im wszystko, starałam się nie słuchać. Bolało.
– No nie. Ale ta suka oberwie. Zabiję ją! – wrzasnął James, wstając z kanapy. Był cały czerwony ze złości. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Sama chciałam się na niej odegrać, tylko nie miałam pojęcia jak to zrobić.
– Słuchajcie, nie siedźmy tu tak. Chodźmy na śniadanie.
Kiedy byliśmy na śniadaniu starałam się nie patrzeć w stronę Ślizgonów. Kiedy już to uczyniłam nie dostrzegłam tam Bellatriks, trochę się przeraziłam. Może Remus coś jej zrobił? Ale Drętwotą? Nie, nie, nie. To po prostu niemożliwe. Postanowiłam nie myśleć o niej i tym wszystkim. Chciałam powrócić do dobrego humoru, jednak nie było mi to dane. Ilekroć patrzyłam na stół Slytherinu, widziałam Malfoy’a, Snape’a i Narcyzę Black, którzy pokazywali mnie sobie palcami, szepcąc przy tym.
– Nie przejmuj się, ruda. Odpłacimy się jej – szepnął Syriusz z drugiej strony stołu. Uśmiechnęłam się. Jak miło mieć takich przyjaciół. Byli zawsze ze mną.
– Gdzie ona jest tak w ogóle? – zapytała Marlena, która siedziała bardzo blisko Remusa. Uśmiechnęłam się, patrząc na nich.
– No właśnie jej nie widzę, pewnie stchórzyła – powiedział chłodno Remus. James się nie odzywał, ale widać było, że był wściekły. Siedziałam obok niego, więc dotknęłam jego ramienia, chłopak spojrzał na mnie wyczekująco. 
– James, wszystko jest w porządku – uśmiechnęłam się.
– Nie daruje jej tego – jakby mnie nie słyszał. 
Widziałam złość w jego oczach, dało się ją wyczuć też w tonie głosu. Postanowiłam wrócić do jedzenia. Nic nie wskóram takim mówieniem, nie da się go zatrzymać.

środa, 1 stycznia 2014

Powitanie

Witaj nieznajomy!

Jakiś czas temu pomyślałam, że fajnie byłoby mieć znów bloga z opowiadaniem (a miałam już ich kilka, zwykle o tematyce potterowskiej). Tak więc jest! O czym będę pisała? Będę pisała o Huncwotach z serii książek "Harry Potter". Wszystkich, którzy są ciekawi mojej twórczości zapraszam do czytania. W niedługim czasie powinna pojawiać się notka z rozdziałem pierwszym. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i... życzcie mi powodzenia! :)